Sam termin „folk” ma kilka znaczeń; w najszerszym znaczeniu (definicja Lomaxa poniżej) termin ten jest zupełnie nieprecyzyjny, bo odnosić się może zarówno do XIX-wiecznych ballad szkockich, irlandzkich czy angielskich, do czarnego bluesa, do białego country i właściwie do każdej muzyki tworzonej przez jakąś wyodrębnioną grupę ludzi (folk), np. górali z Appalachów. Czyli ogólny termin jest po prostu zbyt eklektyczny.
Po raz pierwszy termin muzyka folkowa został użyty przez Johna Lomaxa, jego definicja określała muzykę folkową jako ustnie przekazywaną muzykę jakiejś społeczności. W tym znaczeniu folk może być ograniczony kilkoma niepisanymi regułami: musiał sprawiać wrażenie autentyczności, musiał dotyczyć pewnej społeczności czy nawet społeczeństwa oraz musiał być antykomercyjny (reguła pierwsza i trzecia wykluczyły więc w większości muzykę country). Te reguły czasami zacieśniały się tak bardzo, że powstawały dość prostackie utwory, typu kawa na ławę. Ale w sprzyjających okolicznościach dały one pole do popisu i możliwość wyrażenia swojego buntu, niezadowolenia i idealizmu – młodym ludziom.
W latach 50. nastąpiła także inwazja plastiku (co w 10 lat później Frank Zappa podsumował utworem „Plastic People”). Młodzi ludzie zaczęli więc poszukiwać czegoś autentycznego i znaleźli to u ludzi grających na drewnianych instrumentach proste, czyste i jasne utwory, wykonywane z miejsca, wszędzie, gdzie się dało i w byle jakich ubraniach. Zaczęto poszukiwać starych nagrań, które brzmiały potężnie i autentycznie, nawet jeśli gitara nie stroiła i nie można było zrozumieć wszystkich słów. W chwili powstawania ogólnoamerykańskich korporacji, rozwoju środków masowego przekazu i szybkiej komunikacji międzystanowej – młodzi odkryli nagle regionalizm. I ta muzyka kojarzyła się im z antykomercjalizmem (Idealistyczny Pete Seeger podkreślał zawsze wartość grania za darmo). Idealizując przegapiono fakt, że wszystkie nagrania, którymi się tak zachwycali, były nagraniami komercyjnymi. Folk wreszcie był po prostu zwyczajny; wykonawcy nie byli ślicznymi jak z obrazka idolami popkultury, którzy swoją wygładzoną i sztuczną seksualnością przyciągali gawiedź. Rebeliancki rock and roll został szybko spacyfikowany i spetryfkowany; w miejsce autentycznych, agresywnych i dynamicznych artystów pojawiły się sterowane przez wielkie koncerny sztucznie wykreowane i uślicznione postacie, które nawet wykonywały utwory czarnych artystów, ale tak przycięte, przemalowane i pozbawione ducha, że stały się po prostu karykaturami (wystarczy zobaczyć Pata Boone’a wykonującego utwór Little Richarda „Tutti Frutti”, żeby w pełni zrozumieć tragiczność tego procesu).
Oprócz tych przyczyn popularności folku, istniały i inne, z których podkreślić należy dwie. Pierwsza: Amerykanie (jako naród i państwo) wkroczyli w wiek, w którym zaczęli poszukiwać własnej tożsamości i jej częścią była autentyczna twórczość ludowa przechowana w różnych regionach kraju i tworzona przez różne grupy narodowościowe i rasowe, które złożyły się na Amerykę. Druga: była to muzyka łatwa do grania, mogła być wykonywana solowo i grupowo. Umiejętności muzyczne komercyjnej grupy Kingston Trio były zupełnie przeciętne[a]. Były tradycyjne utwory, które mogły być wykonywane tylko na poziomie wirtuozerskim (np. bluesy Roberta Johnsona). Niezwykła popularność utworu „Freight Train” Elizabeth Cotten[b] spowodowała, że Amerykanie masowo zaczęli się uczyć tego szczególnego sposobu gry palcami, a nie piórkiem.
Sama muzyka folkowa zmieniała się w miarę upływu czasu. Już ok. 1962 r. masowo pojawiły się pieśni protestu. Nieco później ruch zajął się walką o prawa obywatelskie. Apogeum ruch folkowy osiągnął w latach 1962–1963. W 1965 r. Bob Dylan swoim słynnym występem z zelektryfikowanym zespołem towarzyszącym podzielił publiczność na połowy; jedna biła brawo, a druga spetryfikowana regułami buczała protestując. Mało tego, Pete Seeger zaczął lamentować nad upadkiem muzyki i usiłował nawet przeciąć kable elektryczne, a menedżer Dylana Albert Grossman zaczął nowej muzyki bronić. Wkrótce obaj starsi panowie okładali się pięściami i tarzali w pyle przy scenie. Tak powstawał folk rock, kombinacja folku i rocka, która zapewniła wielką popularność m.in. grupie The Byrds.
Właściwie ruch folkowy można uważać za pierwszy ruch tej generacji, który łączył kulturę z polityką. Prawie wszyscy jego uczestnicy brali udział w wielu akcjach politycznych i społecznych. Można tu przypomnieć akcję Mississippi Caravan of Music z 1964 r. kiedy to Seeger, Carolyn Hester, Phil Ochs, Eric Anderson i inni (także i Dylan), zachęcali czarnych obywateli do rejestrowania się przed wyborami. A sam Dylan wraz z innymi wziął udział w słynnym marszu na Waszyngton w 1963 r. Folkowców cechował więc radykalizm polityczny i konserwatyzm muzyczny. Dylan był krytykowany za to, że pisze własne piosenki, bo według reguł ruchu powinien był wykonywać tylko dawne, autentyczne utwory, co go nudziło i męczyło. Ratowało go tylko to, że pisał protest songi. Dla folkowców (a była to grupa młodzieży ze średnich klas białej Ameryki) autentyczne i godne pochwały było wykonywanie tradycyjnych piosenek czy bluesa chociaż przecież wynikały one z zupełnie innych i cudzych doświadczeń życiowych. Natomiast napisanie swojego utworu wynikającego z własnych doświadczeń było podejrzane i niegodne. Tak więc typowy folkowiec reprezentował postępowe myślenie i wsteczną psychologię, zlepek niemożliwy do utrzymania na dłuższą metę.